Ci, którzy byli tu od początku. Autor: Henryk Kukla

04/12/2015


Wpis dedykuję Albertowi Namatjira, który dzięki swojemu talentowi malarskiemu zmienił australijską rzeczywistość. [życiorys]


Terra Australis Incognita była legendarnym kontynentem, który w ocenie Arystotelesa miał za zadanie zrównoważenie oddziaływań sił na Ziemi. Logika i założenia teorii były proste: masa północna (Arctic) musi mieć południowego odpowiednika. Koncepcja starożytnego filozofa miała odzwierciedlenie w jednej z pierwszych map świata stworzonej przez Ptolemeusza. W okresie średniowiecza, kiedy Ptolemeusz był głównym źródłem informacji dla europejskich kartografów, mityczny ląd był przedstawiany jako kontynent wokół bieguna południowego, ale znacznie większy niż Antarktyda.W erze wielkich odkryć geograficznych tajemniczy ląd stał się dodatkową siłą napędową do eksploracji nowego świata na półkuli południowej. Odwaga i upór żeglarzy z czasem dostarczały coraz więcej informacji o rzeczywistym świecie. Teoria Ptolemeusza ostatecznie została obalona przez Cooka, który opłynąwszy Australię uzmysłowił fakt, że jest ona stosunkowo niewielkim lądem.


Ryc.1 Mapa Terra Australis Incognita [wg. Jana Jansson, 1657r]

Jeżeli chcesz zobaczyć jak wygląda Atlas Ptolemeusza - kliknij tutaj

Kontynent australijski pozostał w pełnej izolacji od reszty świata aż do początku XVIII wieku. Gdy w 1770 roku rdzenni mieszkańcy kontynentu zetknęli się z Europejczykami, ich sztuka i technologia wciąż pozostawały na etapie neolitu. Ta świadomość nieoczekiwanego przez kolonizatorów cofnięcia się w czasie wywarła i wciąż wywiera na mnie ogromne ważenie. Może dlatego, moją podróż na Terytorium Północne Australii wiązałem z dużą nadzieją poznania i zrozumienia kultury rdzennej ludności Australii.


Gdy samolot krążył nad lotniskiem, a ja jak dziecko z przyklejonym do okna nosem z góry podziwiałem czerwień laterytów, która w połączeniu z zielenią buszu tworzyła niezwykłą mozaikę - swoistą wizytówkę krainy rzadko odwiedzanej przez turystów, pomyślałem - gdzie się podziały wieżowce, szkło i aluminium? To było niesłychane, jak ten krajobraz był odmienny od tego, co jeszcze kilka godzin wcześniej widziałem startując z Sydney. Niby jeden kraj, ale tak mocno zróżnicowany, że aż trudno uwierzyć.

Czerwone lateryty są nieodłącznym krajobrazem północnej Australii. fot.H. Kukla

Samo lotnisko w Darwin nie robi wrażenia – można powiedzieć "takie maleństwo" - kilka rzędów foteli i już. Największą zaletą takich maleństw jest szybkość z jaką mkną po taśmie walizki do swoich właścicieli. Przez wiele lat obserwuję niby ten sam widok, ale z czasem zrozumiałem, że bagaże są jak linie papilarne – identyfikują swoich właścicieli. Na lotnisku w Zurichu standardem są eleganckie walizeczki, kuferki i skórzane torby, a tu, w odludnym Interiorze na taśmie tańczą małe i duże big-bagi, wymęczone podróżami walizki i dosyć spora ilość plecaków. Pomyślałem – niezła klientela, oj, będzie się działo! Ten skrawek Australii jak magnez przyciąga ludzi innego pokroju, można ich nazwać łazęgami, wiecznymi tułaczami ze specyficznym nastawieniem do rzeczywistości. Wcale nie ma w tym przesady albowiem mogłem doświadczyć "tej" nieprzyzwoicie wyluzowanej atmosfery kilkadziesiąt minut później usiłując wynająć pokój w hostelu. Zameldowanie odbyło się iście po australijsku - "do góry nogami". Nie bardzo było wiadomo kto jest kim, komu i za co trzeba zapłacić, gdzie jest klucz, ale za to błyskawicznie wiedziałem gdzie leją dobre zimne piwo. W Darwin piwo leje się strumieniami! Jeżeli wierzyć w to co piszą przewodniki - w tym mieście statystycznie pije się najwięcej tego płynnego złota w całej Australii. Nie ma się co dziwić, bo klimat jest wyjątkowo nieprzyjazny - gorąco i wilgotno – jednym słowem totalny wszechogarniający zaduch! Dla poprawienia statystyk wychyliłem parę piw i uzbrojony w duży zapas energii wypuściłem się w miasto. Od razu można było zauważyć, że szalejący w 1974r cyklon Tracy najbardziej wywarł wpływ na architekturę miasta. Mieszkańcy Darwin zostali zaskoczeni wczesnym rankiem w Wigilię Bożego Narodzenia. Wiatr w porywach zaczął osiągać 300 km/h i zniszczył wszystko. Miasto odbudowano dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku zwracając uwagę, aby ocalałe fragmenty wkomponować w nowe założenia architektoniczne budynków.

Katedra Chrystusa Króla - cyklon pozostawił po sobie tylko ceglany front. fot.H. Kukla

Ogólnie mówiąc miasto nie zachwyca – bazy wojskowe, duży port i nic więcej do oglądania. Następny dzień dał początek wielkiej przygodzie. Wcześnie rano założyłem plecak i wyznaczyłem azymut na południowy wchód. W polu mojego zainteresowania znalazły się znane na cały świat malowidła naskalne. Mając świadomość roli, jaką sztuka spełniała w kulturze Aborygenów, pojechałem do Parku Narodowego Kakadu. Tam pośród bujnej, równikowej roślinności znajduje się rozsławione na cały świat, jedno z najstarszych historycznie stanowisk archeologicznych. Obrazy stanowią fascynujący zapis życia Aborygenów, który rozpoczął się ok. 20 tys.lat temu. Jest to jeden z najdłuższych, historycznie udokumentowanych opisów życia jakiejkolwiek grupy ludzi żyjącej na świecie. Skatalogowano ok. 5 tys. miejsc zawierających sztukę, dzięki której możemy opowiedzieć historię zmian w krajobrazie na przestrzeni dziesiątków tysięcy lat. Obejrzane chronologicznie rysunki są użytecznym wskaźnikiem tego, jak środowisko zmieniło się w czasie. Na przykład, obraz przedstawiający człowieka z emu sugeruje, że ten gatunek zwierząt w przeszłości często występował na użytkach zielonych, a wizerunki bumerangów używane w czasie polowań wskazują na duże, otwarte przestrzenie – dziś w tym miejscu rośnie zwarty i gęsty las równikowy. Najstarsze petroglify skalne ilustrują odciski dłoni, a w miarę upływu czasu malowidła stawały się coraz bardziej złożone. Precyzja z jaką pokazują detale jest miarą zasobności w pożywienie, co można współcześnie przetłumaczyć jako wskaźnik dobrobytu społeczności. Zaobserwowano pewną prawidłowość, że w miejscach pustynnych, gdzie trzeba było walczyć z siłami natury o przetrwanie, rysunki skalne ograniczały się tylko do pewnej symboliki.


Polowanie na kangura. fot. H. Kukla

Nabulwinjbulwinj - niebezpieczny duch, który zabija kobiety uderzeniem yam, a potem je spożywa. fot. H. Kukla

Spektakularne burze z piorunami, które przechodzą przez obszar co roku, są reprezentowane przez Namarrgon (lub Błyskawica Man). Ukazuje błyskawicę jako zespół symboli łączący ramiona, nogi i głowę, a kamienne siekiery na kolanach i łokciach tworzą grzmot. fot. H.Kukla

Trudno mi było zrozumieć, że akt malowania był zwykle ważniejszy niż samo malarstwo. Niektóre obrazy mogły być malowane wyłącznie przez osoby z odpowiednim przygotowaniem. Petroglify przedstawiające czary, historie stworzenia przodków, mogły być malowane przez posiadacza magicznej wiedzy. Z niedowierzaniem odebrałem wiadomość, że "biały człowiek" (a dokładniej gubernator Arthur Phillip) po raz pierwszy zobaczył dziesiątki powierzchni skalnych pokrytych petroglifami dopiero w 1788 roku, podczas eksploracji przystani w okolicach Port Jackson (obecnie Sydney).

Aby zrozumieć rdzennych mieszkańców koniecznie trzeba poświęcić kilka dni na przyswajanie wiedzy o codziennym ich życiu w buszu. W tym wypadku okazało się, że najlepszym rozwiązaniem było wykupienie wycieczki. Treking po buszu daje wyobrażenie o walce i symbiozie Aborygenów z naturą. To niesamowite jak ta społeczność idealnie wkomponowała się biosferę. Mogłem doświadczyć smaku natury – teraz już wiem, że chodzące po pniach jasno zielone mrówki zasobne w witaminę C mają smak kwasku cytrynowego, a małe, słodkie owoce przypominające ziarna kawy są europejskim odpowiednikiem cukierków, tyle tylko, że zamiast wchodzić do sklepu wystarczy rozejrzeć się dookoła i zerwać łakocie bezpośrednio z drzewa. W tym gorącym klimacie żywica egzotycznego drzewa po wtarciu w zapocone ciało nadawała mu miłą woń. To co mnie jednak najbardziej zaszokowało to powszechna w tej kulturze metoda regulacji urodzeń. Aborygeni są przeświadczeni, że bogowie obdarzyli ich odpowiedzialnością za środowisko. Mając świadomość swojej współodpowiedzialności za świat od czasów prehistorycznych stosowali chemiczną antykoncepcję, a w uzasadnionych przypadkach nawet sterylizację. W sytuacji gdy populacja ludzi zagrażała zasobom środowiska, co wiązało się z zachwianiem równowagi, stosowano doustne przyjmowanie naparów roślinnych, które w zależności od stężenia i długości przyjmowania spełniały rolę tabletki antykoncepcyjnej. Interesujące dla mnie było pozyskanie wiedzy na temat najbardziej popularnego instrumentu muzycznego jakim jest didgeridoo. Mając swoje doświadczenia wyniesione ze szkoły muzycznej, nie mogłem sobie podarować wyjaśnienia zagadki, w jaki sposób udaje się wyżłobić w długim pniu wolną przestrzeń. Moja umiejętność gry na fagocie bynajmniej nie pomagała mi w odpowiedzi na pytanie "jak to jest zrobione"? Dla niewtajemniczonych w arkana etnicznej muzyki: dddgeridoo to dęty instrument przypominający gigantyczny flet prosty, który jest uznawany za jeden z najstarszych instrumentów muzycznych świata. Mój przewodnik szybko wytłumaczył, że tradycyjny sposób jego wytwarzania nie zmienił się od tysięcy lat. Powstaje on z wyjedzonych przez termity pni lub gałęzi drzew eukaliptusa, w których te małe zwierzęta z wielką ochotą wyjadają odpowiedni otwór. Jakie to proste – kolejny niezaprzeczalny dowód symbiozy. Aborygeni grali na nim i nadal grają podczas uroczystości plemiennych. Aby uzyskać odpowiedni dźwięk, należy nie tylko dmuchać do instrumentu, ale raczej "buczeć".

Wynik wstępnej obróbki instrumentu wykonanej przez termity. fot. H.Kukla

Instrument dddgeridoo przygotowany do koncertu. fot. John Wagner


Tych kilka dni spędzonych w buszu ukazało mi piękno życia, jakim cieszyli się Aborygeni sprzed czasów kolonialnych. Obecnie zdecydowana większość rdzennej ludności żyje w nędzy w swoich osadach wewnątrz kraju. Jadąc autostradą w kierunku Alice Springs mogłem na własne oczy zobaczyć realia życia w mieście. Dwa dni spędzone w Katherine zmieniły moje podejście do australijskiej rzeczywistości. Społeczność rdzennych mieszkańców kontynentu trapi alkoholizm, przemoc. Aborygeni, których organizmy, podobnie jak np. Indian, źle radzą sobie z alkoholem, bardzo łatwo się od niego uzależniają. Przygnębiający był to dla mnie widok pijanych, leżących byle gdzie ludzi. Serce mi pękało, gdy zrozumiałem w jakiej są pułapce i jaka bezczynność towarzyszy ich życiu. Aborygeni snują się tak, jakby nie mieli celu, na pograniczu spaceru i włóczęgostwa, poruszają się wolniej niż otaczający ich świat. Miejsca są różne, ale zachowania te same: siedzą, palą papierosy, popijają piwo wpatrzeni w jakiś punkt przed sobą, pogrążeni w półśnie. Kiedy rozmawiają nie mają w zwyczaju patrzeć rozmówcy w oczy, jakby się bali. Mówią: "Biali komunikują się okiem do oka. My komunikujemy się sercem do serca i umysłem do umysłu. W ten sposób można usłyszeć wewnętrzny głos człowieka, jego duszę".[Ziemia Niczyja, Małgorzata Golik]

fot. H. Kukla


fot. H.Kukla

Trudno mi zaakceptować politykę kraju sprowadzającą się do kupienia "posłuszeństwa". Z tego czego dowiedziałem się na miejscu, każdy rdzenny mieszkaniec posiada kartę płatniczą z bardzo wysokim limitem, którym może płacić w sklepie za większość artykułów z wyjątkiem alkoholu. Aborygeni nie mają możliwości otrzymania od rządu fizycznych pieniędzy. Skąd o tym wiem? Od właściciela sklepu – Chińczyka mającego swój market na pustyni, totalnym wywiejewie! Tak samo jak Wy w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś absurd, ale na moje pytanie jak idzie biznes z uśmiechem odpowiedział O.K. wskazując na pustynię i satelitarny telefon. Spokojnym głosem oświadczył, że jego klienci mieszkają gdzieś tu, a w sytuacji, kiedy zabraknie im środków na karcie płatniczej, podnoszą słuchawkę telefonu satelitarnego i bezpośrednio łączą się z centrum pomocowym. Podając hasło natychmiast mogą liczyć na uzupełnienie limitu.

W Kathrine wysłuchałem emanującej smutkiem historii o prowadzonej jeszcze w latach 60-tych akcji "white Australia policy" - polityka na rzecz białej Australii. Jej najbardziej wstydliwym epizodem jest sprawa tzw. "stolen generation" - wykradzionego pokolenia - prawnie usankcjowanej praktyki, która polegała na zabieraniu rodzicom dzieci pochodzących z mieszanych, biało-aborygeńskich związków (białego ojca i matki Aborygenki) i przekazywanie ich pod kuratelę państwa. Wiedza na ten temat jest ciągle wyrywkowa, a statystyki niekompletne. Odbieranie, często przemocą, dzieci rodzicom uzasadniano racją wyższą i dobrem samych dzieci, które wychowane według anglosaskich wzorców szybko miały się dostosować się do życia w białej społeczności. W większości przypadków rodzicom nie pozwolono utrzymywać dalszego kontaktu z dziećmi.

W 1901 roku William Morris Hughes, przyszły premier Australii, uruchomił kampanię Partii Labor cytując: "Naszym głównym założeniem jest Biała Australia. Nie ma kompromisu! Kolorowi pracownicy mają się trzymać od nas z dala" [wg. Bulletin, 16 lutego 1901r]

Z niedowierzaniem słuchałem opowieści o upokorzeniu i sprowadzeniu godności człowieka do poziomu zwierzęcia! Czy możecie sobie wyobrazić, że do połowy lat 60-tych, rdzenni Australijczycy byli wpisani w ,,Flora And Fauna Act", który klasyfikował ich jako zwierzęta, a nie ludzi? Klimat rasizmu panował do 1967r., kiedy zdecydowano się zmienić konstytucję. Poddano głosowaniu szereg zmian,a w tym:

  • wykreślenie zapisu, że Aborygeni nie będą ujmowani w spisie ludności

  • wykreślenie zapisu, że Aborygeni nie będą podlegać wykluczeniu spod Ustaw Federalnych

Więcej informacji o referendum:

W ostatnim moim wpisie mającym tytuł "Jest ryzyko – jest zabawa" napisałem, że ,, [...] Wiele rzeczy dziwiło, szokowało, a w niektórych sprawach przerażało…" Myślę, że dopiero po przeczytaniu tej lektury w pełni możecie podzielić mój pogląd.

Na zakończenie chciałbym Was wszystkich prosić o upowszechnienie mojego wpisu. Będzie to w pewnym sensie dowodem solidarności z ludźmi, którzy są skazani na wyobcowanie.


Galeria zdjęć (fot. Henryk Kukla)

Literatura:

1. Zagłada w Cieniu Uluru; Izabela Filc-Redlińska

Link: http://historia.focus.pl/swiat/zaglada-w-cieniu-uluru-1008/zdjecie/cale-zycie-zamknieci-w-1824#gallery

2. Ziemia Niczyja, Małgorzata Golik

Link: http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,441,ziemia-niczyja.html]

3. Australijskie Referendum w 1967 roku

Link: http://www.creativespirits.info/aboriginalculture/history/australian-1967-referendum#axzz3t4oFALN4

4. Aborygeni, National Geographic

Link: http://www.national-geographic.pl/ludzie/aborygeni


Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię