Japonia - Shogun i elektronika. Autor: Henryk Kukla

15/04/2016


Japonia dla Europejczyka jest krajem niezwykłym, niezrozumiałym, a nawet czasem szokującym. To kraj niesamowitych kontrastów kulturowych, sprzeczności technologicznych oraz poplątania przeszłości z teraźniejszością. Jadąc w ten odległy rejon świata, pomimo awersji do tego co mega-nowoczesne, pogodziłem się z myślą, że czeka mnie nie lada wyzwanie: snułem plany, jak odnajdę się w dalekowschodniej, cyber-technologicznej przestrzeni. Jak pianista trenowałem palce, aby zgrabnie poradziły sobie z joystickami, ekranami dotykowymi i wszystkim tym, o czym słyszałem, a nigdy nie widziałem. Długa podróż, a szczególnie ta wielka niewiadoma zachęcała do robienia najdziwniejszych scenariuszy. Z nudów wizualizowałem pierwsze minuty mojego pobytu na wyspach, a to, że wino w samolocie smakuje jakoś lepiej, każda kropla królewskiego trunku dodawała coraz większej fantazji: to śmieszne, ale sam ze sobą robiłem zakłady: kto lub „co" przywita mnie po wyjściu z samolotu – czy to będzie urocze spojrzenie japońskiej stewardessy, a może chłodny metaliczny głos robota? Pierwsze minuty pobytu na lotnisku były dla mnie czymś tak szokującym, że w dalszym ciągu nie mogę zrozumieć dlaczego obsługa naziemna lotniska zamiast skorzystać z mikrofonu - dobra współczesnej elektroniki - wciąż używała metalowej tuby? (blacha zwinięta w rulon na kształt „czapki krasnala Hałabały" ). Jakie było moje zdziwienie, kiedy po wyjściu z lotniska na postój taxi przyjechał samochód, który swoim wyglądem bardziej przypominał karawan niż taksówkę. Patrząc na to co się dzieje serce jakoś podeszło do gardła, pomyślałem, przecież jestem jeszcze taki młody! Dopiero kiedy z czarnego, dużego samochodu ozdobionego białymi firankami z wyrazistymi frędzlami wyszedł kierowca z naszywką taxi przestałem się bać, że to moja ostatnia droga i zrozumiałem, że każdy szanujący się taksówkarz zrobi wszystko, aby pasażer jeżdżąc po ulicach Tokio poczuł się tak jak w przysłowiowym domu. Życie w Japonii jest niezwykle zaskakujące, bowiem na każdym kroku ocieramy się o głęboko zakorzenioną tradycję, wyczuwalną uprzejmość ludzi, kultywowanie zachowań przypisanych raczej do odległej przeszłości niż teraźniejszości. Zaskakujący jest widok młodych ludzi siedzących w Mc'Donalds, ubranych w tradycyjne kimona. Taka japońska rzeczywistość, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, jest niezwykle zabawna, a czasami bardzo problematyczna. Codzienne, podstawowe czynności były dla mnie nie lada wyzwaniem - nigdy nie zapomnę mojego pobytu w japońskiej toalecie! Siedząc na „tronie", zamiast skupić się na wiadomych czynnościach, cały w stresie, naciskałem poszczególne guziki umieszczone w panelu. Każdy dotyk sensora był wyjątkowo ryzykowny –siedzisz i myślisz … hm… - jak nacisnę ten guzik, to co się stanie? – prysznic.. ? szczotka…? ....masaż? W tak podbramkowej sytuacji opis nad przyciskiem „フラッシュ" nie pomaga podjąć właściwej decyzji. Czując niepokonane siły natury w pośpiechu przełączałem wszystko, co się tylko dało i w jakiś cudowny sposób dotarłem nawet do pakietu rozrywkowego. Tak na dobrą sprawę był dużo bogatszy niż ten, który oferują linie lotnicze! Żal mi się zrobiło, że nie można było w drodze powrotnej zamienić fotela lotniczego na japońską muszlę – do Polski tyle godzin lotu, a na pokładzie takie nudy!




Powracając do zasadniczego tematu muszę przyznać, że technicznych zagwozdek miałem niezliczoną ilość. Możecie wierzyć lub nie, ale nawet wypłata pieniędzy z bankomatu była z mojego intelektualnego poziomu nieosiągalna. Jak małe dziecko prosiłem młodą parę Japończyków o pomoc w ujarzmieniu pancernej maszyny. Takie niedogodności mają też pozytywne przełożenie. W tym konkretnym przypadku, nowo poznani przyjaciele bez wahania porwali mnie w swoje zaklęte rewiry. Przez 20 minut wąskimi, krętymi uliczkami kluczyłem po zakamarkach Kioto, by na samym końcu tej długiej drogi usiąść na wysokim stołku. Cóż to było za cudowne miejsce! W tej klimatycznej knajpce wszystko, co japońskie miałem w zasięgu ręki. Japońska muzyka, etykieta, surowe ryby, niezliczona ilość gatunków sake - żyć, nie umierać! Ten wieczór i ta trudna do opisania, wyjątkowo dalekowschodnia atmosfera, pozwoliły inaczej spojrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość. Po wychyleniu paru głębszych zrobiłem się bardziej rozmowny, mimo, że u nowo poznanych przyjaciół poziom konwersacji w języku innym niż japoński był, delikatnie mówiąc, mizerny. Pomimo tego, że sytuacja w której się znalazłem nie należała do tych „włoskich" w których jest dużo spontaniczności i gestów, moi nowo poznani znajomi z niesłychaną dla Europejczyka uprzejmością i subtelnością opowiadali o swojej tożsamości. Japończycy porozumiewają się za pomocą ustalonych formułek, a to dlatego, że szanują drugą osobę i nigdy nie chcą jej urazić. Prowadzi to często do absurdalnych wręcz sytuacji, kiedy to ekspedient w sklepie odzieżowym za każdym razem, kiedy go mijamy kłania nam się w pas, recytując przy tym japońską formułkę, której zupełnie nie rozumiemy. Ogólnie można powiedzieć, że Japończycy to dziwni ludzie. Jest w ich zachowaniu tyle tradycji, że miałem spory kłopot z odróżnieniem żartu od powagi. Gdy zobaczyłem na peronie zawiadowcę stacji kłaniającego się w pas nadjeżdżającemu na peron pociągowi, zacząłem się śmiać, jednak po chwili zrozumiałem moje niestosowne zachowanie.





Ukłony, gesty, mowa ciała wykonywane z wielką powagą to w Japonii widok powszechny. Mimo całej tej technicznej oprawy Japończycy nie stracili swojej tożsamości, a co najważniejsze, na każdym kroku ją podkreślają. Spacerując po ulicach widziałem cały przekrój wiekowy osób chodzących w kimonach. Z biegiem czasu wyłaniał mi się obraz w którym najbardziej twarde samurajskie serce zaczyna drżeć na widok urody delikatnych kwiatów. Tradycja podziwiania kwiatów jest czymś normalnym i naturalnym, nawet u osób, dla których jest zarezerwowany miecz.





Nie wiem jak to opisać, ale myślę, że ten naród jest wyjątkowo rozmodlony. Nikogo nie szokowały sceny modlitwy czy medytacji przed „ulicznymi " kapliczkami. Będąc w Kioto nigdy nie zapomnę zapachu drewnianych zabudowań. Po zapadnięciu zmroku, snując się wąskimi uliczkami, obwąchiwałem każdy fragment drewnianej konstrukcji.



Każdy z Was, kto choć raz był wieczorową porą na spacerze w Kazimierzu nad Wisłą, wie co mam na myśli – zapach starych domów lub herbatka u „Fryzjera" dodają niesamowitego klimatu temu miejscu. Powracając do Cesarskiej stolicy wydobywająca się woń drewna miała magiczną moc: uspokajała, dawała ukojenie, była naturalną aromaterapią. Ma to głębszy sens i uzasadnienie, gdyż ten rodzaj terapii w Japonii jest niezmiernie popularny. W biurowcach, sklepach i innych miejscach użyteczności publicznej, w zależności od pogody, przez specjalne kanały wentylacyjne wpuszcza się do pomieszczeń odpowiednie zapachy. Taki zrelaksowany pomyślałem wtedy, że Japonia jest krajem do którego muszę powrócić na dłużej. Pytacie dlaczego? Odpowiedź jest prosta: mimo tego, że spędziłem tam wspaniałe chwile, do tej pory nie mam wyrobionego zdania o tym, co jest prawdą a co mitem.

W DALEKĄ PODRÓŻ DO JAPONII ZABRAŁ WAS TURYSTYCZNY SKLEP TREKMONDO. ZAPRASZAMY DO ZAKUPÓW ON-LINE ORAZ W NASZYM SKLEPIE STACJONARNYM W CZECHOWICACH DZIEDZICACH. BOGATY ASORTYMENT ORAZ ŁATWY DOJAZD ZAPEWNI PAŃSTWU SATYSFAKCJĘ I ZADOWOLENIE Z ZAKUPÓW




Galeria:

Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię