Klucz do zrozumienia dzisiejszego Iranu - wojna z Irakiem. Autor: Łukasz Odzimek

02/09/2016
Blog sklepu turystycznego trekmondo


Połączenie nacjonalizmu z religią to potężna broń. Zwycięstwo nad tą siłą jest bardzo trudne, wymaga znacznie więcej niż proste zestawienie i porównanie broni oraz liczby oddziałów. Można wygrać bitwę przeciw tej sile, ale już niezwykle trudno wygrać czy nawet zakończyć takowe wojenne starcie. Przykładem tego są konflikty w świecie Islamu, gdyż głównie w tej przestrzeni spotyka się ideologiczny nacjonalizm połączony z fundamentalizmem religijnym, a wojna iracko – irańska jest tego niemal modelowym przykładem.

9 lutego 1979 roku w Iranie wybuchła rewolucja islamska, na czele której stanął przywódca religijny Ruhollah Musawi Chomeini. Iranowi został nadany charakter państwa teokratycznego, czyli takiego, gdzie władzę cywilną i duchowną sprawuje kler. W tym samym roku do władzy w Iraku doszedł Saddam Husajn i podobnie jak u Chomeiniego, wtedy miało miejsce apogeum jego władzy. Chomeini nienawidził Saddama i vice versa. Rządziła nimi wielka nienawiść, a zarazem atawistyczny lęk, niczym między zdehumanizowanymi istotami. U Husajna brało się to stąd, iż Chomeini podburzał Sadrystów, czyli szyitów w Iraku, a u Chomeiniego stąd, iż został przegnany z irackiego Nadżafu przez Saddama, gdy był w nim ważną osobistością. Grali więc na jednej nucie – woli rewanżu i zemsty. Obaj mieli zapędy i zakusy na ziemie krajów sąsiednich, a każdy z osobna uważał się za nieomylnego.

W roku 1980 wybuchła wojna iracko – irańska, której geneza opierała się na kilku przesłankach, z czego podstawowymi były: walka o roponośne tereny w okolicy Kuwejtu, walka o wpływy w świecie Islamu oraz walka o supremację polityczną na terenie Zatoki Perskiej. Pierwszy strzał zadał Saddam Husajn, który twierdził, jak każdy polityk w takiej sytuacji, iż ta wojna została mu narzucona. Coś jednak było na rzeczy, bo Chomeini, będący głową Iranu od roku, „eksportował" islam szyicki na cały Bliski Wschód. Częste były wówczas zamachy irańskich służb specjalnych, głownie na ambasady Iraku. Saddam zaatakował Iran i był przekonany, iż zaskoczy przeciwnika, przez co jego lotnictwo nie stawi oporu. Był on pewien swego sukcesu, bo potajemnie został poinformowany, jakoby połowę ludzi związanych z lotnictwem Iranu Chomeini uznał za szpiegów, wsadzając do więzienia, a drugą zabił po sfingowanych procesach. Jednak taktyka Saddama nie powiodła się. Wojna trwała niemal dziewięć lat.



Dwa lata areną krwawych zajść był Iran i jego prowincja Chuzestan, która jest położona w południowo-zachodniej części kraju. To ona jest kluczem do zrozumienia współczesnego, porewolucyjnego Iranu - to ta prowincja uratowała Iran przed Saddamem Husajnem i być może arabizacją Iranu. Chuzestan od południa oblewa Zatoka Perska, na jej zachodzie wyznaczona jest granica z Irakiem. Prowincja ta jest niezwykle obdarowana przez naturę. To jeden z najważniejszych na świecie regionów wydobycia ropy naftowej oraz gazu ziemnego, z takimi roponośnymi centrami jak Aga Dżari, Gacz Saran, Masdżede Solajman. Chuzestan to również jeden z najważniejszych na świecie obszarów uprawy palmy daktylowej i owoców cytrusowych.Tu położone są piękne góry Zagroz, które miałem przyjemność poznać kilka lat temu.

Chuzestan jest miejscem styku świata perskiego (na wschodzie) i arabskiego (na zachodzie). Od pierwszej połowy VII wieku Chuzestan był terenem podbojów arabskich, a następnie osadnictwa arabskiego. Chuzestan do 1925 r. był autonomiczną częścią Iranu, która to autonomia wówczas została zniesiona celem scalenia I stworzenia monolitycznego kraju. To styki cywilizacji, kultur – takie rejony są najciekawsze, ale zarazem najbardziej niebezpieczne. Podobnie jest na granicy irańsko-pakistańskiej, irańsko-turkmeńskiej oraz irańsko-azerskiej – wszędzie uśpione konflikty.

Podczas działań wojennych armia Saddama zapuściła się 80 km w głąb Iranu. Saddam myślał, że Arabowie z Chuzestanu wesprą jego działania, jednak i w tym przypadku mylił się. Tutejsi ludzie, mimo że są Arabami, to szyici - wsparli więc Chomeiniego. Wielu z nich stało się bojownikami-samobójcami. Masą atakującą na oślep, dziećmi„uzbrojonymi" w Koran, które wpadały wprost na pola minowe. Chomeini oraz jemu podlegle wojenne resorty posługiwali się paskudną psychomanipulacją. Dawały dzieciom - często 10-letnim chłopcom kluczyk, zawieszając na szyi. Wmawiali, że rzekomo jest to klucz do raju. Te dzieci, pełne dumy, nie bacząc na zagrożenie szły z nim, oczyszczając pola minowe i na nich ginąc. Byli oni przekonani, że zaraz po zabiciu w wyniku eksplozji wlecą do otwartych bram raju. To te dzieciaki zatrzymały wojska Saddama, który nie zakładał takiej determinacji wynikającej z psychomanipulacji łączącej nacjonalizm z religia. Ta ofiarność męczeńska Irańczyków w wojnie stała się jednym z głównych filarów walki Chomeiniego z Irakiem. Wielu szyitów było przekonanych, że śmierć w wyniku ataku na okupanta poprowadzi ich prosto do raju. Tak właśnie często ginęli, zarówno w Iranie ( w czasie wojny z Irakiem) oraz w Iraku (wtedy i dziś) młodzi ludzie, wysadzając się w tłumie. W wojnie iracko-irańskiej w pierwszej kolejności na pola minowe byli wysyłani starcy i dzieci – to oni testowali zagrożenie. Wielu z nich, o ile ich ciała można było poskładać, znajduje się na cmentarzach, a nie w rzekomym Raju, wielu ulotniło się wraz z wybuchem, a najwięcej zostało kompletnie zapomnianych przez świat. Irańscy bohaterowie ginęli w okopach od gazu musztardowego, jako bezbronni i zmanipulowani męczennicy, dziś często zapomniani patrioci, których zdjęcia zmuszają do odrzucenia wiary w sens polityki, w każdym możliwym wydaniu.

W Teheranie poznałem Mehrnaz, piękna Irankę, dziś profesora literatury na teherańskim uniwersytecie. Mehrnaz przez okres jedenastu miesięcy działań wojennych była woluntariuszem-sanitariuszką w kluczowym mieście wojny – Khorramshahr. Na wojnę wyjechała w wieku 17 lat z pobudek humanitarnych, czuła powołanie i chciała pomóc rannym i umierającym irańskim żołnierzom. Zaproszony zostałem do jej domu. Kilka godzin rozmawialiśmy o minionym konflikcie, oglądałem także jej zdjęcia wykonane w okopach wojny, szpitalu, treningu wojskowym, podczas modlitwy i w stołówce wojennej. Te kilka godzin mną poruszyły, a jej zdjęcia, przedstawiające wojnę, pokazały więcej niż można w książkach wyczytać. Ale to już tak jest, iż najlepiej poznaje się świat w podróży, gdzie można porozmawiać z ludźmi, gdzie czasem krótka pogawędka w knajpie powie więcej o danej historii niż sto przeczytanych książek, czy dwa dni pobytu w muzeum historycznym. W czasie wojny Mehrnaz poznała swojego przyszłego męża, oboje nigdy nie ufali słowom Chomeiniego. Nie ma się co dziwić, wszak Chomeini był jednym z najbardziej wpływowych szaleńców i manipulantów świata, jego poddani kulili się, słysząc słowo Chomeini, a przeciwnicy rewolucji umierali ze strachu przed spotkaniem z jego siepaczami. Do roku 1989, czyli do końca jego urzędowania, więzienia irańskie pełne były dysydentów, a drogi zamknięte dla takich jak ja - granica Iranu dla samotnego podróżnika była nie do przekroczenia. W domu Mehrnaz królują dziś książki, wiele z nich jest jej autorstwa, ale strych domu to historia wojny iracko-irańskiej, tam w wielkich pudłach leżą dużych formatów zdjęcia, czador wojenny oraz kilka wojennych pamiątek. O wojnie chciała ze mną rozmawiać, ale wiem, że po kilku godzinach rozmowy bolała ją głowa, zapewne wróciły wspomnienia. Na koniec dnia zapytałem czy chce ze mną jechać do Khorramshahr – miasta, gdzie służyła, a ja wkrótce zamierzałem jechać. Powiedziała, że jest to niemożliwe, bo to przestrzeń Iranu, gdzie już nigdy nie chce wracać.



Wojna z Irakiem stała się najdłuższym międzypaństwowym konfliktem w XX wieku zapewne dlatego, iż strony tego konfliktu nie były pozostawione samym sobie, a po cichu wspierane przez świat. Zgodnie z wyrafinowaną zasadą mówiącą, że czasem w życiu warto zawierać trudne sojusze z tymi nie podzielającymi naszych wartości, lecz jest to wybór mniejszego zła, Amerykanie w tej wojnie wsparli Irak. Tak samo zrobił cały świat zachodni i arabski. Iran natomiast wsparły Chiny, Jordania oraz Syria. Ameryka zresztą początkowo utrzymywała, że to wojna dwóch reżimów, a oficjalnie nawet narzekała, jak wielką szkodą jest, że obydwie strony wojny nie mogą jej przegrać, ale prawdą jest, iż w wojnie tej nie było ani wygranych ani przegranych.

Wojna trwała 9 lat, nie było wygranych ani przegranych, nic się na mapie nie zmieniło. Straty Iranu to ok. 750 000 - 1 000 000 zabitych i rannych (żołnierzy i ludności cywilnej), Iraku ok. 375 000 - 400 000 zabitych i rannych (żołnierzy i ludności cywilnej).

Łukasz Odzimek

Galeria:


Komentarze

Fajny artykuł ale brakuje jakiejś konkluzji. Czemu ta wojna jest kluczem do zrozumienia współczesnego Iranu?

Napisz opinię