Nimbin - miejsce, w którym czas stanął w miejscu. Opowiada: Łukasz

27/12/2015


Wpis ten będzie dotyczył miejsca, które swą istotą tak mocno mnie zaintrygowało i skłoniło do głębszej refleksji, że musiałem zjechać i przystanąć na poboczu w połowie drogi do mojego kolejnego celu podróży, aby przelać myśli na wirtualny papier.




Miejsce, o którym chcę opowiedzieć to Nimbin, potocznie zwane „Miasteczkiem Hipisów". Jest to malutka wioska w Nowej Południowej Walii zlokalizowana 30 km na północ od Lismore i liczy zaledwie 428 mieszkańców – ale za to jakich mieszkańców…

Przed przybyciem do Nimbin myślałem, że czasy Hipisów już dawno minęły i jedyni, których spotkam to Ci przebierani – na balach kostiumowych – otóż myliłem się i to grubo. Hipisi żyją, mają się bardzo dobrze i wszystko wskazuje na to, że ten stan rzeczy utrzyma się jeszcze przez długi czas! Nie jest to może najpiękniejsze miejsce na świecie jeśli chodzi o walory wizualne, choć na pewno cieszy oko – już od wjazdu do miasteczka wita nas znak w tęczowych kolorach, a szyldy tutejszych sklepów prezentują ciekawe grafiki.


Hippi selfie – Kolega, którego imienia niestety nie poznałem, do przemieszczania się po miasteczku używał hulajnogi. Pozwolił mi się nawet na niej przejechać co przywiodło wspomnienia z dzieciństwa, bo sam spędziłem niezliczone godziny jeżdżąc właśnie na wcześniej wspomnianym wynalazku!

źródło: sbs.com.au

źródło: dailytelegraph.com.au

Prawdziwą wartością tego miejsca nie jest jednak to co można zobaczyć oczyma, a atmosfera, którą można poczuć na własnej skórze, dosłownie na każdym kroku – atmosfera, którą tworzą tutejsi mieszkańcy – może ubodzy materialnie, ale na pewno nie duchowo. Nie wiem do końca czy to woń suszu czy wszechobecne jaskrawe kolory, ale coś wprawia ich w stan niemal euforyczny!

Sklepik z pamiątkami – wszędzie króluje „pięciolistna kończyna". Pani ekspedientka z dumą prezentowała też kolekcje zgromadzonych bong.


Tu podczas przechadzki pojawiły się myśli dotyczące „zachodniego" modelu budowania szczęścia. Pogoń za pieniądzem, nieustanny wyścig szczurów, „praco centryczny" poniekąd wymuszony tryb życia, w celu osiągnięcia sukcesu tudzież akceptacji społecznej, prestiżu, czy nagromadzenia jak największej liczby dóbr materialnych. Zadałem sobie też pytanie – co sprawia, że ja jestem szczęśliwy? Odpowiedź przyszła natychmiast – bo jestem osobą którą każdego dnia przepełnia ogromna radość z życia! Moim największym szczęściem są osoby które mnie otaczają, osoby których nie da się kupić za żadne skarby świata, osoby które trwają przymnie bezwarunkowo. Moi najbliżsi – Rodzina i przyjaciele, osoby przed którymi nie muszę udawać kogoś kim nie jestem, którzy zrobią dla mnie dosłownie wszystko, a ja z kolei jestem gotów oddać za nich wszystko co mam!

Miłość i poczucie przynależności. Myślę, że to te uniwersalne wartości, które trwają ponad wszystkimi podziałami – kulturowymi, rasowymi czy religijnymi - to wspólne mianowniki które dają szczęście wszystkim ludziom – zarówno Europejczykom, Azjatom, Amerykanom, Afrykańczykom i w końcu Hipisom z Nimbin. Nie zagościłem w wiosce na długo, ale jej społeczność nie pozostawia żadnych wątpliwości – to jedna wielka rodzina, ludzie którzy rozumieją się bez słów i są po prostu sobą - to nie w konopiach indyjskich, a właśnie w tych wartościach tkwi ich prawdziwe szczęście i życzę im z całego serca by trwało ono jak najdłużej!


Księgarnia Zee – będąc w Nimbin zajrzałem do sklepiku z używanymi Książkami należącego do Zee – w nim poza książkami, do kupienia także lecznicze produkty na bazie wyciągów z konopii indyjskich.

źródło: pinterest.com

źródło: spiritland.net


Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię