Nomadzi Lori. Autor: Łukasz Odzimek

23/09/2016


Wizyta u nomadów Lori nie była w moim planie. W centralnym Iranie samochód, którym podróżowałem, uległ awarii, szykował się nocleg przy drodze, więc kierowca zaproponował nocleg w wiosce oddalonej kilka minut piechotą. Ta z założenia krótka wycieczka zamieniła się w dwugodzinną przeprawę przez górę, długą dolinę i górskie potoki.



Znalazłem się u pasterzy Lori.



Lori zamieszkują masyw gór Zagros, są jedną z kilku grup nomadów mieszkających w tym kraju. Inni to Kaszkajowie – mieszkający w okolicach miasta Sziraz oraz Bachtiar – ci pomieszkują na zachód od Isfahan. Innymi nomadami są Beludżowie zamieszkujący obszar graniczny pomiędzy Iranem, Pakistanem i Afganistanem.

Nomadowie to w uproszczeniu ludy, które prowadzą koczowniczy tryb życia nie z przymusu (jak emigranci), a z wyboru. Zmieniają oni swoje miejsce pobytu ze względu na zmiany pogody lub w poszukiwaniu żywności, wody czy opału, zatrzymując się tam, gdzie znajdują miejsce na wypas swoich stad. Żyją głównie z wypasu owiec i kóz oraz sprzedaży rzeczy, które zebrali w innym miejscu.

Maszerując szlakiem nomadów przez pustkowia gór Zagros, natknąć się można na sztucznie usypane stożki kamieni, które wyznaczają kierunki marszu, jednak utrudnieniem i zmorą są w tym terenie psy pasterskie – to one strzegą namiotów, w których mieszkają Lori. Nomadzi bardzo rzadko rozstają się ze swoim stałym atrybutem, jakim jest kij, a za GPS służą im szczyty i gwiazdy – to dzięki nim znają teren, po którym w swym marszu płyną niczym żeglarze po równie przestrzennym oceanie.




Lori wypasają stada owiec i kóz na zboczach tutejszych gór, jednak według moich obserwacji odżywiają się one powietrzem lub resztkami skał - góry w tym miejscu były wypaloną przez słońce skalną pustynią, pozbawioną jakichkolwiek roślin. Te wielkie stada owiec i kóz oraz pasterze na osłach to fascynujący element krajobrazu.



Domostwa pasterzy to obozy z czarnymi namiotami z koziej sierści. Namiot taki to zwykła płachta, zazwyczaj przyczepiona do zbocza skały i owiewana z dwóch stron wiatrem. Oczywiście nie ma tutaj żadnej łazienki, a kiedy zostałem zaprowadzony do miejsca zwanego „toilet", stwierdziłem, że wcześniej był tutaj wielbłąd lub nawet całe stado owiec prosto z wypasu. Przed namiotami rozkładany jest dywan, który jest miejscem, gdzie większość dnia przesiadują mieszkańcy i na którym spożywa się posiłki, pełni więc on funkcję łózka, taboretu, stołu oraz jadalni.



U Lori przebywałem dwa dni. To oczywiście zbyt krótki okres, ażeby wysunąć jakieś wnioski, jednak mimo braku wspólnego języka starałem się ich poznać przez obserwację. Również oni byli mnie ciekawi. Jeden nomad mnie rozbawił, wyglądał nad wyraz dziko, do tego trzymał kurczowo ściśniętą butelkę od mleka, w której był biały płyn. Zwłaszcza on rozpaczliwie próbował nawiązać ze mną dialog. Poczęstował mnie swym napojem, a ja, z rozkoszą podróżnika smakującego zakazany owoc, go spróbowałem. Napój okazał się być zwykłym, poczciwym bimbrem. Po chwili do naszego namiotu przyszedł tęgi wieśniak o chytrej twarzy - ten z kolei, nie wiedząc czemu, miał w dłoni lusterko, w które uparcie wpatrywał się, jakby szukał kogoś, kogo dawno już nie ma.

Nad ranem zaczął piać psychotyczny kogut, a gdy wstałem, spostrzegłem, iż wokół mnie krąży stado kur, naznaczając mój plecak swą obecnością.



Po śniadaniu, na które składał się ser i suchy chleb, pojawił się jeździec na motorze. Jego motor był klasycznym, spalinowym aniołem śmierci. Podjechaliśmy nim kilka kilometrów, bo po drodze zepsuł się on kompletnie, więc na szczyt wzgórza musiałem dostać się o własnych siłach. Ze szczytu roztaczał się widok na masyw gór Zagros, a po drugiej stronie góry znajdował się rezerwat wyłożony kamieniami pochodzącymi wprost z górskich potoków. Był to opuszczony teren, który zapewne w przeszłości był osadą, w której żyli mieszkańcy tego niezwykle surowego w swym krajobrazie centrum Iranu.


Kultura koczownicza powoli zanika, nomadzi przyjmują osiadły tryb życia, a wielu z nich dziś przemieszcza się przy pomocy motocykla. To oczywiście kłóci się z typowym obrazem koczownika podróżującego na koniu lub piechotą. Jednak u Lori klasyczne koczownictwo ma dalej miejsce.

Łukasz Odzimek

Galeria:


Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię