O Wyspie Wielkanocnej, ale trochę inaczej… Autor: Henryk Kukla

04/09/2017
Rapanui - blog sklepu turystycznego Trekmondo


Zdjęcia i tekst: Henryk Kukla


W ciągu wielu lat muzycznej edukacji, niejednokrotnie byłem zmuszony do publicznych występów. Prawdę mówiąc nie byłem z tego zadowolony, ale cóż było robić - w tego typu szkole od estrady nie było ucieczki. Przy większej lub mniejszej publice męczyłem Vivaldiego, Humla z nadzieją, że po ostatniej wybrzmiałej nucie siedzący na krzesłach melomani wciąż na nich będą siedzieć. Dziś, z racji minionego czasu, artystyczne emocje opadły, jednak w pamięci pozostała myśl – jedna, taka krótka, zasłyszana od mojego profesora, który widząc moją przerażoną minę, tuż przed wejściem na scenę, powiedział: "Henryk, nic się nie martw, najważniejsze jest żeby dobrze zacząć i skończyć – środkiem się nie przejmuj, tego i tak nikt nie będzie słuchał!"

Bogatszy o nowe doświadczenie zastanawiam się teraz co zrobić, żeby każdego z Was przekonać do przeczytania nieco większej ilości tekstu niż kilka zdań wstępu – może na zachętę i bez owijania w bawełnę napiszę, że dziś będzie o Wyspie Wielkanocnej, z tą jednak różnicą, że skoro o tajemniczych posągach wiemy już prawie wszystko, swoją uwagę skupię na kamiennym murze. Podejrzewam, że dla wielu z Was nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco, ale gdy przeczytacie tekst do końca, kto wie, czy nie odnajdziecie w nim ukrytej logiki? Niewykluczone, że być może kogoś ten wpis zainspiruje i sprowokuje do zadania pytania: ile razy i przez kogo była odkrywana Ameryka? Wspominam o tym nie bez powodu, gdyż ta kwestia wciąż jest otwarta.

Dla wielu osób, które los rzucił na bezkres Pacyfiku zwiedzanie wyspy zazwyczaj związane jest z tajemniczymi, kamiennymi posągami. Nic w tym dziwnego: są piękne, dostojne i magiczne. Poczucie bliskości i dostępności historycznych monumentów powoduje zatarcie racjonalnej granicy pomiędzy muzealnym zabytkiem a tym co jest wkomponowane w zwykły rytm życia wyspy. Brak tu przejętych swoją rolą pracowników ochrony i hałaśliwych turystów. W pewnym stopniu atmosferę, jaka tu panuje, można porównać do tej z polskich cmentarzy. Każda pora dnia czy nocy jest odpowiednia, aby przyjść, usiąść przed obliczem Moai i oddać się zadumie.


Każda pora dnia czy nocy jest odpowiednia, aby przyjść, usiąść przed obliczem Moai i oddać się zadumie. Fot. H. Kukla ©


W tym niesamowitym miejscu względność czasu szczególnie ukazuje swoje oblicze. Pochłonięty zgłębianiem tajemnic byłem przerażony faktem w jak zawrotnym tempie uciekają dni, a razem z nimi pieniądze. Z racji odległości od stałego lądu ceny na wyspie mobilizują do szybkiego jej opuszczenia. Nie zapominajmy, że jest ona jedną z najbardziej oddalonych od wysp i lądów zamieszkaną wyspą na świecie! Może z tego względu tak niewielu turystów decyduje się tutaj na dłuższy pobyt. A szkoda, bo Rapanui (maoryska nazwa wyspy) posiada jeszcze coś wyjątkowego, czego próżno szukać w przewodnikach lub na stronach internetowych agencji turystycznych. W natłoku informacji o posągach trudno się bowiem doszukać wiadomości o kamiennym murze z Vinapu. Szczerze mówiąc trochę jestem zdziwiony tym faktem, gdyż z racji miejsca i swojej konstrukcji zasługuje na szczególne zainteresowanie.

Piszę o tym dlatego, bo do tej pory w swoich podróżach widziałem inne mury: pamiętam jak z poczuciem bezsilności stałem w Berlinie przed żelbetowym ogrodzeniem marząc o wolności, później przyszedł czas na konfrontację z Autonomią Palestyny oraz niewyobrażalną fortyfikacją w Chinach. Na ogół każdy z nas zna historię ich budowy oraz cel - miały izolować, rozgraniczać i dzielić. W odniesieniu do muru z Vinapu mam wręcz odwrotne doznanie. Trudno dopatrywać się w nim funkcji militarnych. Zorientowane na wschód idealnie dopasowane bloki skalne z niepojętą dla mnie dokładnością przylegając do siebie tworząc wielką całość. Nawet te największe - ważące 7 ton - posiadają tak gładkie powierzchnie, że przyprawiają w zdumienie! Ma się wrażeniem, że to nie mur, tylko wyrastający z ziemi monolit. Podobne zaskoczenie towarzyszyło mi w czasie podróży po Peru. Byłem pod wielkim wrażeniem inżynierii budowlanej Inków. O wschodzie słońca, za sprawą wypolerowanych jak lustro skalnych powierzchni, Machu Pichu lśni, oślepia i daje sygnał, że jest w ścisłym związku ze Słońcem.

Gdy o tym rozmyślałem wpatrując się w precyzyjnie – jak klocki Lego – dopasowane do siebie kamienie doszukałem się podobieństw. Oba te mury łączy technika wykonania i filozofia. Podejrzewam - i to nie tylko ja tak myślę -, że wykorzystany przez mieszkających na wyspie Maorysów sposób budowy i wykonania konstrukcji został zapożyczony od Inków.



Podobieństwo murów z Machu Pichu i Vinapu jest zadziwiające. Która ściana jest z Peru, a która z Rapanui? Fot. H. Kukla ©

Wielu badaczy podkreśla, że jest to niezaprzeczalny dowód na kontakt pomiędzy Oceanią a kontynentem Ameryki Południowej. W świetle uzyskanych faktów do rozstrzygnięcia pozostaje tylko dylemat: kto wykazał się niebywałą odwagą i pokonał dystans 4 tys. kilometrów oceanicznego bezkresu? Hiszpańscy kronikarze wspominają przekazywaną przez Indian legendę, że dawno, dawno temu sam król Inków wsiadł na statek i odbył daleką podróż na wyspę. Trudno jednak w to uwierzyć, gdyż w tamtych czasach Inkowie, w odróżnieniu od mieszkańców zamieszkujących Rapanui, mieli blade pojęcie o nawigacji. Niesamowitego smaczku dodaje fakt, że jakimś dziwnym zrządzeniem losu przewodnik oprowadzający mnie po wyspie niedawno poznał archeologa, który odkrył na południu kontynentalnego Chile posągi łudząco podobne do tych z wyspy. Jeżeli te zaskakujące doniesienia się potwierdzą to wkrótce zrozumiemy, że prawdziwa wielkość Krzysztofa Kolumba nie polega na tym, iż był on pierwszym odkrywcą, ale na tym, że jest uznanym, ostatnim, udokumentowanym odkrywcą Ameryki, a cała historia odkrywania Nowego Świata była bardziej skomplikowana niż nam się wydaje.


GALERIA

[… Brak tu przejętych swoją rolą pracowników ochrony i hałaśliwych turystów..] Fot. H. Kukla ©







Post został napisany przy wsparciu sklepu turystycznego Trekmondo www.trekmondo.pl


Jesteście ciekawi jak wygląda sklep stacjonarny? Nic prostszego, zobaczcie film!


Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię