Wyspy Galapagos – ewolucyjny zawrót głowy. Autor: Henryk Kukla

01/04/2016


Tysiąc kilometrów na zachód od wybrzeży Ekwadoru, pośród niebieskich wód Pacyfiku leży archipelag wysp Galapagos. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to tylko niby parę zwyczajnych wysp oddalonych od siebie raz 10 min., a innym razem 4 godziny drogi motorówką. Jednak z upływem czasu, gdy będziemy poznawać ich piękno, nawet najmniej bystry obserwator przyzna, że każda z tych wysp to jakby inna "mini planeta", na której życie ewoluowało zgodnie z prostą zasadą: dostosować się – przeżyć - wydać potomstwo.


Jadąc na wyspy Galapagos miałem trochę ponadstandardową wiedzę związaną z tym archipelagiem. Wiedziałem, że to tu Karol Darwin usystematyzował tezy do teorii ewolucji. Zgłębiając temat wzorowałem się nie tylko na typowych przykładach podawanych na lekcjach biologii czy geografii: żółw słoniowy, nielotny kormoran i oczywiście legwany morskie – ale sam kiedyś na własną rękę próbowałem znaleźć w teorii brakujące w niej ogniwo. Pamiętam, że byłem bardzo zdesperowany: czytałem, podziwiałem ludzkie szkielety i nie mogłem uwierzyć, że człowiek z Flores o głowie wielkości mojej pięści, mógłby być moim pra-pra-pra…. wujkiem z Indonezji. To wszystko o czym piszę w tej historii jest ważne, gdyż nic bardziej nie pobudza wyobraźni i emocji jak powiązanie tych kilku tajemniczych wątków w jeden zasadniczy o nazwie ewolucja. Żeby zrozumieć i przyjąć do serca Darwinowską myśl swój pobyt na wyspach należy rozpocząć od zadania sobie zasadniczego pytania: skąd się wzięły zwierzęta i rośliny na wyspach tak odległych od stałego lądu? O ile dla ptaków i ssaków wodnych pokonanie dystansu 1000km nie stanowi żadnego problemu, to dla gadów i gryzoni taka odległość stanowi ogromne wyzwanie. Według najnowszych hipotez przypuszcza się, że przypłynęły one na dryfujących kłodach drewna napędzanych prądami morskimi. Daleką drogę przebyły też nasiona roślin, przetransportowane na piórach lub w żołądkach ptaków. Skrzydlaci migranci wybrali te wyspy, ponieważ nie spotkali na nich swojego głównego wroga – człowieka. Dzięki temu, na przykład, tutejszy kormoran nielotny utracił zdolność fruwania, bo czynność ta po prostu przestała mu być potrzebna. Uzbrojony w podstawowe informacje, wolno, bez pośpiechu, oswajałem się z otoczeniem, przyzwyczajałem swój wzrok do dostrzegania szczegółów. Wbrew pozoru zrobienie wizji lokalnej na poszczególnych wyspach nie jest zadaniem łatwym z uwagi na to, że podróżowanie pomiędzy wyspami jest ściśle kontrolowane. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o nadzór nad monitorowaniem ilości osób odwiedzających poszczególne wyspy, ale w większym stopniu o to, co przewozimy w bagażach podręcznych.Trzeba się przyzwyczaić, że są sprawdzane bardziej szczegółowo niż na lotnisku – nawet najmniejsze siatki, siateczki, plecaki rygorystycznie poddawane są kontroli na obecność nasion, jedzenia itp. - jednym słowem całkowita blokada - nic nie może wyjechać i wjechać. Byłem pod dużym wrażeniem, gdy każdorazowo, po kontroli bagaży zostawały one plombowane i wnoszone przez obsługę na pokład motorówki. Jednym słowem, podróżowanie pomiędzy wyspami jest trudne, ale możliwe - jeżeli tylko zaakceptuje się wewnętrzny regulamin.

http://lodz.adwent.pl/wp-content/uploads/darwin-500x218.jpg

Charles Robert Darwin (ur. 12 lutego 1809 w Shrewsbury, zm. 19 kwietnia 1882 w Downe) – angielski przyrodnik, twórca teorii ewolucji, zgodnie z którą wszystkie gatunki pochodzą od wcześniejszych form.

Żeby nie pomnażać kosztów związanych z przemieszczaniem się po wyspach wystarczy odwiedzić te skrajne pod względem bioróżnorodności, dające możliwość porównania naturalnego środowiska. Ze względu na to, że większa część turystów jest zakwaterowanych na wyspie Isabela najlepiej zacząć wizję lokalną od tego właśnie miejsca. Już na pierwszy rzut oka można tu zobaczyć bogactwo florystyczne. Na wilgotnych, zawietrznych stronach wyspy rośnie zwarty i gęsty las z bogatym poszyciem, z dominującym endemicznym drzewem Scalesia. Jak okiem sięgnąć na każdym kroku widać dostatek pożywienia. Występujące obfite opady deszczu są największym sprzymierzeńcem życia. Przeciwieństwem tego bogactwa jest wyspa Santiago pokryta zastygłą lawą. Jej piękna czarna tekstura może być natchnieniem dla malarzy, ale na pewno dla świata fauny i flory stanowi nie lada wyzwanie. Chodząc po wyspie można dostrzec suchorośla, kępy traw nisko przyczepione do podłoża. Brak opadów determinuje i reguluje wszystko. Mam nadzieję, że każdy, kto czyta ten artykuł zada sobie pierwsze pytanie: jak to jest możliwe, że na jednej wyspie występują obfite deszcze, a na innej, oddalonej zaledwie 10km, występuje ogromny ich deficyt. Odpowiedź sprowadza się do tego, że poszczególne wyspy bardzo znacznie różnią się wysokością i to ten czynnik jest odpowiedzialny za skroplenie pary wodnej (kondensacja pary wodnej). Mimo tego, że na studiach zaliczyłem z dosyć dobrym wynikiem egzamin z meteorologii i klimatologii w życiu ostrożnie używam fachowego słownictwa. Wiem z doświadczenia, że dla większości z nas chodzenie z „głową w chmurach" jest wystarczającym meteorologicznym doświadczeniem. Więc powracając do tematu opadów musicie mi uwierzyć na słowo, że czym wyższe wzniesienie to tym jest większe prawdopodobieństwo, że chmura zostanie „przedziurawiona" przez górę dzięki czemu z tej dziury będzie padał deszcz :)

Dla porównania kilka przykładów i faktów związanych z opadami atmosferycznymi:

Nazwa Wyspy

Wysokość n.p.m.

Powierzchnia [km2]

Isabela

1707

4588

Santiago

907

584

Santa Fe

259

24

Tabela1. Wysokości bezwzględne dla wybranych wysp.


Intensywność koloru zielonego świadczy o ilości opadów (ciemny odcień zieleni = max opadów)

Ryc.1 Rozmieszczenie opadów atmosferycznych na W.Galapagos [źródło:Meteorogical Database]

Żeby zrozumieć zależności związane z ilością opadów atmosferycznych zapraszam na krótki spacer po poszczególnych wyspach:

Wyspa Isabela

Przepych i bogactwo florystyczne (Fot. H.Kukla)



Wyspa Santiago


Na podstawie tych kilku zdjęć możecie zauważyć, że pomiędzy wyspami występują olbrzymie skrajności i to one właśnie stały się przyczynkiem do uruchomienia ewolucyjnych sił natury. Nie chcę wnikać głęboko w szczegóły, gdyż moją intencją nie jest zrażenie czytelnika do treści lecz odwrotnie – chcę zasiać pewien niepokój w sercu, aby każdy z Was indywidualnie sprawdził tę kwestię. Ja w moich rozważaniach ograniczę się tylko do żółwia słoniowego, który jest jednym z największych gatunków żółwi na świecie. Największy znaleziony osobnik mierzył 1,87m i ważył ponad 400kg! To właśnie ten bohater mojej opowieści stanowił dla Darwina główny dowód zróżnicowania form zwierzęcych, pochodzących od wspólnego przodka, zajmujących odmienne biotopy. W 1835 roku przebywał on krótko na Galapagos i zauważył, że żółwie z poszczególnych wysp wyewoluowały w odmienne podgatunki pod wpływem różnych warunków środowiskowych. Pierwotny przodek żółwi był prawdopodobnie przeciętnego rozmiaru, a rozwinął się do dzisiejszych dopiero po przybyciu na Galapagos. Jest to zjawisko zauważane w wielu ekosystemach, gdzie gigantyzm rozwija się tam, gdzie zwierzę nie ma wrogów, więc nie potrzebuje ukrywać się przed drapieżnikami, a także nie ma innych podobnych zwierząt, z którymi musiałoby współzawodniczyć o żywność. Żółwie ewoluowały na izolowanych wyspach do różnych podgatunków, które widzimy dzisiaj, niektóre mają pancerz w kształcie kopuły, a inne w kształcie siodła. Widok żółwi o różnej długości szyi najbardziej mnie poruszył i przekonał do tezy, że środowisko w którym żyjemy ma niebywałą twórczą cechę. Populacje żółwi słoniowatych z rejonu o bujnej roślinności naziemnej mają wypukłe i większe pancerze oraz zdecydowanie mniejsze kończyny i szyje. W tak zasobnym w żywność otoczeniu sprawdza się powiedzenie, że "coś jest na wyciągnięcie ręki" a dokładniej szyi. Osobniki z niewielkich wysp o suchym klimacie, determinującym występowanie żywności, mają dłuższe szyje umożliwiające dotarcie do wielu innych miejsc np. wyżej położonych, bogatszych w pożywienie. Walka o jedzenie jest chyba jedyną, najsilniejszą ewolucyjną siłą dla wszystkich gatunków żyjących na Ziemi.

Sam na sam z bohaterem opowieści - fot. H.Kukla

Będąc w Australii mogłem doświadczyć wpływu tej siły na człowieka w innym aspekcie. Oglądając aborygeńskie petroglify można było zaobserwować pewną prawidłowość, że w miejscach pustynnych, gdzie trzeba było walczyć z siłami natury o przetrwanie, rysunki skalne ograniczały się tylko do pewnej symboliki. Ktoś zapyta dlaczego? Odpowiem najprościej jak można. Jak się nie ma co włożyć do garnka to długie rozmyślania o sztuce nie wchodzą w rachubę. Człowiek ogranicza swój artyzm do prostych "kresek". Poświęcenie czasu na malowanie detali, czasochłonnych szczegółów, w tym rozumieniu tematu jest stratą czasu – w tym czasie aborygeni po prostu musieli polować żeby przetrwać. Temat ten opisywałem dokładniej w poście pt." CI, KTÓRZY BYLI TU OD POCZĄTKU"

Jak myślicie - autor którego z powyższych dzieł miał łatwiejszy dostęp do pożywienia?

Zbliżając się do końca moich rozważań można wyciągnąć wniosek, że ewolucja to nie tylko dobór naturalny i mechanizmy odpowiedzialne za bogactwo i zróżnicowanie form życia. Podziwiając w Australii rysunki naskalne Aborygenów zrozumiałem, iż ewolucja determinuje nasze zachowania na szerszej płaszczyźnie. Ale najdziwniejsze w tym opowiadaniu jest to, że aby zrozumieć tą fundamentalną prawdę musiałem jechać aż na koniec świata...

Galeria

fot.Henryk Kukla

Komentarze

Brak opinii

Napisz opinię