Cuzco - inkaski pępek świata. Autor: Henryk Kukla

13/11/2015


Moja fascynacja Ameryką Południową miała całkiem niewinny początek. Szczerze mówiąc, zaliczam się do tych szczęściarzy, którzy w dużej mierze coś za życia "odziedziczyli po dzieciach". Na początku jako ,,wolny słuchacz" obserwowałem starszą córkę, która z wielką determinacją uczyła się języka hiszpańskiego. Z czasem w domu coraz częściej gościło na stole tapas, a dyskusje o hiszpańskiej ekspansji na świat co rusz były przerywane nieśmiałymi marzeniami o zorganizowaniu dalekiej wyprawy. W tym czasie nie było istotne gdzie i kiedy – ważne było aby jak najdalej! To, że marzenia się spełniają ma potwierdzenie w tej historii. Miałem okazję kilkakrotnie odwiedzić z plecakiem ten intrygujący kontynent w asyście moich córek. Jak potężny icebreaker przełamywały lody i zjednywały sobie najbardziej nieufne osoby. W tym regionie świata nie bez znaczenia jest znajomość hiszpańskiego oraz narodowość. Byłem zaskoczony jak na magiczny zwrot ,,soy un polaco" otwierały się serca przypadkowo spotykanych ludzi. Każdy z dużym entuzjazmem wspominał polskiego Papieża i z obserwacji wywnioskowałem, że pamięć o nim jest wciąż żywa. Ten wyjątkowy kult jednostki jest następstwem zmierzenia się Kościoła z niechlubną jego przeszłością z czasów, kiedy konkwistadorzy urośli do wielkości Boga. Dla potomków Inków czy Azteków jest to wciąż żywa historia, ponieważ Trybunał Świętej Inkwizycji w Meksyku działał tam jeszcze w XIX w.

Ten przydługawy wstęp pełni ważną rolę w opowiadaniu. Nie mogę wyobrazić sobie sytuacji podróżowania po Peru bez zrozumienia jego zawiłej historii. Na każdym kroku daleka przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Zderzenie kultur - tradycyjnej Indian oraz narzuconej przez hiszpańskich konkwistadorów stworzyło coś na wzór nowego porządku świata. W mojej ocenie na tej bazie powstała dziwna rzeczywistość z wyczuwalną, ukrytą tęsknotą za bezpowrotnie utraconym inkaskim światem. Mogłem się o tym doskonale przekonać w pierwszym dniu mojego pobytu w Cuzco, historycznej stolicy Inków. Niewyspany i zmęczony, zaraz po przylocie, z samego rana postanowiłem zrobić pierwszy wypad w miasto. Motywacją do szybkiego wyjścia z hotelowego pokoju była dochodząca z ulicy muzyka. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem coś niezwykłego – poubieranych w kolorowe poncho ludzi niosących figurkę Matki Boskiej za którą podążała procesja. Szybko zrozumiałem, że coś się szykuje i czym prędzej do niej dołączyłem.


Fot. Henryk Kukla©

Fot. Henryk Kukla©


Wolnym krokiem podążałem za figurą, a oczy i uszy syciły się atmosferą ulicy. To, co na pierwszy rzut oka przypominało uliczny korowód, po chwili okazało się religijną celebracją Oktawy Bożego Ciała. Trudno mi było uwierzyć, że kolorowe, o dziwnym wyrazie maski były elementem tego chrześcijańskiego obrzędu. Ich niezrozumiała symbolika w połączeniu z ekspresyjnym tańcem na pewno niosły jakieś przesłanie – jakie? – może symbolizowały ponadczasowość inkaskich wierzeń? Wpatrując się w ceremonię miałem wrażenie, że zanurzam się pomiędzy dwa światy, które szukają kompromisu. Gdy spojrzałem na to wszystko, co się dzieje na ulicy, na pięknie rzeźbione balkony, zrozumiałem, że dzieje się coś wyjątkowego i będzie mi żal opuszczać to królewskie miejsce. Nie powinno to nikogo dziwić bowiem Cuzco w języku keczua oznacza pępek świata.


Fot. Henryk Kukla©

W Oktawie Bożego Ciała wszystkie przydrożne krzyże są kolorowo przyozdabiane.

Poniżej kilka krótkich migawek z procesji w Cuzco.

Komentarze

fajnie się czyta ;dziękuje

To musiało być niesamowite wydarzenie! Szkoda, że opowiadanie tak szybko się skończyło :)

Napisz opinię